Ukrzyżowanie z kościoła św. Mikołaja
W kościele pod wezwaniem św. Antoniego w Toruniu na Wrzosach znajdują się obiekty, które umieszczone zostały w nim stosunkowo niedawno. Są wśród nich i takie, które wcześniej zdobiły wnętrza innych świątyń i otaczane były kultem przez kilkanaście pokoleń wiernych. Modlili się przed nimi świeccy i zakonnicy, ojcowie i matki, starcy i młodzieńcy powierzając swoje troski w różnych chwilach życia wplecionych w zawiłe dzieje miasta. Takim obiektem jest obraz o cechach malarstwa manierystycznego i wczesnobarokowego Ukrzyżowanie.
Obraz pochodzi z XVII w. Jest sporych rozmiarów – jego wysokość wynosi 150 cm, a szerokość 110 cm. Nie znamy nazwiska autora płótna, ale w karcie ewidencyjnej znajdującej się w Wojewódzkim Urzędzie Ochrony Zabytków w Toruniu przypisuje się je warsztatowi toruńskiemu.
Malowidło przedstawia kulminacyjny moment męki Pana Jezusa. Na tle ciemnego, skłębionego nieba, widnieją trzy krzyże. Zgodnie z zapisem w Biblii, od godziny szóstej do godziny dziewiątej (czyli od dwunastej do piętnastej według dzisiejszej rachuby czasu) mrok ogarnął całą ziemię. Cały świat – przyroda, niebo i ziemia (która zatrzęsła się w chwili śmierci Chrystusa) uczestniczą w tym doniosłym wydarzeniu. Krzyż, na którym zawisł Mesjasz, ma kształt litery T (TAU) – to ostatnia litera alfabetu hebrajskiego. Jest ona symbolem ocalenia. W Księdze Ezechiela czytamy, że mężowie sprawiedliwi, których czoła naznaczono tą literą, uniknęli śmierci w czasie Bożego karania (Ez. 9, 4 – 6). Znak TAU jest symbolem ratunku, jaki człowiek znajduje w odkupieńczej śmierci Chrystusa. Na obrazie widzimy, że do krzyża przybita została pergaminowa karta z tekstem w języku łacińskim. Informuje ona, iż ukrzyżowany to Jezus Nazarejczyk Król Żydów. Napis miał być czytany przez wielu ludzi, bo Golgota znajdowała się blisko miasta. W tle majaczą zabudowania Jerozolimy. Postać Chrystusa wraz z ową kartą tworzą najjaśniejszą plamę na malowidle. Ciemność, która ogarnęła cały świat, nie przenika umęczonego ciała Zbawiciela. Można mieć wręcz wrażenie, że to z Niego bije światło. Delikatny zarys promieni okala głowę Jezusa, na której można zauważyć też koronę z cierni. Oczy Mesjasza są spuszczone. Na rękach, nogach i w boku widnieją rany, z których sączy się krew. Przebity włócznią bok Chrystusa świadczy o tym, że śmierć Odkupiciela już nastąpiła. W Ewangelii Św. Jana czytamy, że żołnierze „gdy podeszli do Jezusa i zobaczyli, że już umarł, nie łamali Mu goleni, tylko jeden z żołnierzy włócznią przebił Mu bok, a natychmiast wypłynęła krew i woda.” (J. 19, 33-34). Cała sylwetka Zbawiciela jest wyprostowana, napięta jak struna. Nie widać bezwładności martwego ciała. Korpus wraz z wysoko uniesionymi rękami tworzy kształt litery Y. Ciało Chrystusa jest jakby łącznikiem między ziemią z jej mieszkańcami a Ojcem zasiadającym w niebiosach, mostem łączącym te dwie przestrzenie. Malarz nie koncentruje się na ukazaniu cierpienia Odkupiciela, ale na znaczeniu jego śmierci, która otwiera nam niebo i jedna zbuntowany świat z przebaczającym Bogiem. Sylwetka Chrystusa jest zupełnie inaczej przedstawiona na obrazie niż figury dwóch łotrów. Krzyże tych ostatnich mają tradycyjny kształt (skrzyżowane dwie belki). Nie są oni przybici do nich gwoździami, ale przywiązani sznurami za ręce i nogi. Ciała ich są powykręcane. Nie mają też w sobie tego światła, które emanuje z postaci Jezusa. Złoczyńca wiszący z prawej strony jest obrócony do nas twarzą. Maluje się na niej żal i skrucha. To zapewne nawrócony dobry łotr, który otrzymał od Jezusa obietnicę nieba. Uspokojony oczekuje końca życia, ufając nadziei zaszczepionej w nim przez Zbawiciela. Pod krzyżem widzimy grupy osób umieszczone na kilku planach. W tle stoi tłum ludzi. Można zadać sobie pytanie, czego oczekują ci wszyscy zgromadzeni w tak wielkiej liczbie ? Czy przyszli tu z ciekawości ? Traktują całe wydarzenie jako widowisko – rozrywkę ? Św. Marek opisuje atmosferę panującą na Golgocie w następujący sposób: „Ci zaś, którzy przechodzili obok, przeklinali Go, potrząsali głowami, mówiąc: «Ej, Ty, który burzysz przybytek i w trzech dniach go odbudowujesz, zejdź z krzyża i wybaw samego siebie!» Podobnie arcykapłani wraz z uczonymi w Piśmie drwili między sobą i mówili: «Innych wybawiał, siebie nie może wybawić. Mesjasz, król Izraela, niechże teraz zejdzie z krzyża, żebyśmy widzieli i uwierzyli». Lżyli Go także ci, którzy byli z Nim ukrzyżowani.” (Mk. 15, 29 – 32) Jezus doświadczył wrogości i urągania tłumu. Wypełniła się w Nim też zapowiedź z psalmów: „Ja zaś jestem robak a nie człowiek, pośmiewisko ludzkie i wzgardzony u ludu.
Szydzą ze mnie wszyscy, którzy na mnie patrzą, rozwierają wargi, potrząsają głową.” (Ps. 22, 7 – 8). Na pewno w tym tłumie znalazły się też osoby, które ze współczuciem patrzyły na Ukrzyżowanego. Może byli i tacy, którzy jak setnik zobaczyli w wydarzeniu działanie Boga i w sercu wyznali, że Jezus to Syn Boży. Po prawej stronie widzimy grupę żołnierzy. Dwóch z nich siedzi na koniach. W rękach trzymają piki. Na pierwszym planie zostały ukazane osoby najbliższe Chrystusowi. Maryja przepełniona boleścią osuwa się na ziemię. Teraz już wie, co oznaczały słowa Symeona: „A Twoją duszę miecz przeniknie” (Łk. 2, 35). Cierpi z ukochanym Synem - bezbronna, nie mająca możliwości Mu pomóc. Po prostu jest obok. Stoi i modli się. Cierpienie pozbawia Ją sił. Omdlewa. Dwie kobiety Ją podtrzymują. Może też są matkami i rozumieją, co czuje Ta, która musi patrzeć na śmierć swojego dziecka. Za nimi jeszcze jedna niewiasta, która ociera łzy chusteczką. Także Św. Jan – najmłodszy z apostołów, który w tej dramatycznej sytuacji nie opuścił Mistrza, trzyma w dłoni chusteczkę i wyciera nią mokry policzek. Odziany jest w czerwony płaszcz. Czerwień to symbol miłości. Jego miłość do Nauczyciela wyraziła się w wierności. Nie uciekł, jak pozostali apostołowie. Przezwyciężył strach, a teraz boso stoi obok krzyża. Jest nie tylko świadkiem życia Jezusa, ale i Jego śmierci. W Ewangelii zapisze wszystko, co wydarzyło się w jego obecności na Golgocie, także słowa Jezusa, w których zostanie powierzony Maryi. W jego osobie Kościół zobaczy każdego wierzącego, który według pragnienia Zbawiciela jest także duchowym dzieckiem Bożej Matki. U stóp krzyża klęczy Św. Maria Magdalena. Prawą rękę kładzie na piersi, jakby chwytała się za serce, a lewą opiera o belkę krzyża. Spogląda wysoko w górę na ciało Ukrzyżowanego. Nic jej nie rozprasza – żaden zgiełk, żadne odgłosy. Jest całkowicie skupiona na Mistrzu. Jest obecna przy Jego śmierci. Będzie też przy Nim, gdy zdjęty z krzyża spocznie na kolanach Maryi i jeszcze później, gdy zostanie zawinięty w całun i złożony do grobu. Po trzech dniach z samego rana przybiegnie, by oddać ostatnią posługę – namaścić ciało ukochanego Nauczyciela … ale grób Jezusa będzie pusty. Zobaczy go znów żywego. Usłyszy Jego głos. Zostanie posłana do apostołów, by oznajmić im radosną nowinę, że śmierć została pokonana, że życie zatriumfowało.
Pod krzyżem w 1803 r. został domalowany kartusz z napisem, który świadczy o tym, że obraz należał do Bractwa Obywatelskiego św. Marii Magdaleny.
Kult św. Marii Magdaleny w kościele dominikańskim w Toruniu
Dominikanie uznawali św. Marię Magdalenę za ważną patronkę zakonu – zaraz po Najświętszej Pannie Maryi. Kult Apostołki Apostołów był propagowany przez dominikanów od początku istnienia klasztoru w Toruniu. Najstarsze dokumenty nadające odpust czcicielom tej świętej w dniu jej wspomnienia liturgicznego (22 lipca) pochodzą już z drugiej połowy XIII w. Wiemy, że w kościele dominikańskim św. Mikołaja (w nawie południowej) znajdowała się kaplica poświęcona św. Marii Magdalenie. Była ulokowana zaraz po wejściu do kościoła przez kruchtę po jej lewej stronie. Dziś możemy udać się na dawny plac kompleksu klasztornego i odszukać jej położenie w zarysie przyziemia. Tam zapewne wisiał obraz, który możemy dziś oglądać w kościele św. Antoniego.
Losy obrazu Ukrzyżowanie
Nie wiemy, w którym momencie omawiany obraz trafił do kaplicy św. Barbary na Barbarce. Obecna kaplica została wzniesiona w 1842 r. (w miejsce poprzedniej znajdującej się w ruinie). Kościół dominikański musiał opróżnić swoje wnętrze z wyposażenia na początku 1831 r. W każdym razie, gdy kilkanaście lat temu przystąpiono do konserwacji wnętrza kaplicy, obraz został z niej zabrany. Był w złym stanie. Ksiądz proboszcz Wojciech Miszewski wspomina, że płótno było bardzo ciemne i już nic nie było na nim widać. Oczywiście renowacja malowidła wymagała nakładów finansowych. Wtedy z pomocą przyszła Halina Dąbrowska. Przez wiele lat pracowała jako pokojówka w hotelach na Manhattanie w Nowym Jorku. Po latach wróciła do Polski i kupiła dom na terenie parafii. Była osobą samotną i za życia chciała rozdysponować swój majątek. Na ręce księdza proboszcza złożyła ofiarę w kopercie na potrzeby parafii. Okazało się, że była to dokładnie taka kwota, która była konieczna na wykonanie konserwacji obrazu i nowej do niego ramy. Konserwację na początku 2010 r. przeprowadziła Barbara Staszewska, a jej mąż wykonał ramę z drewna dębowego. Dziś przy okazji każdych odwiedzin kościoła św. Antoniego na Wrzosach możemy oglądać kilkusetletni obraz, który został umieszczony nad wejściem do zakrystii.
O[rac. Ewa Pawlak, data publikacji: 28-03-2024